Tytuł wręcz figlarny, ale o meczu Lecha/Mielec pisanie to nieco jak odgrzewane pyrki więc tylko jest zadowolenie bez wysilania się na recenzję wygranej. Będę pamiętał co kiedyś powiedział Gytkjaer pytany co sądzi o wynikach (wtedy Lecha) on powiedział coś takiego mniej więcej " o drużynie świadczy miejsce w tabeli". I trzymam się tego mocno bo reszta to odkręcony kurek z laniem wody jak to jest dobrze kiedy często jest nędznie. Lechia zlana, wpadka z Widzewem, zero-zero (nielubiane) z Medalikami, wymęczone zwycięstwo z Lubinem, potem obicie Paprykarzy i na koniec ( bo przecież teraz przerwa na najlepszą reprezentację we wsi) pewna, bo tak było wygrana z Mielcem. A przed meczem czytałem --> "trudny teren w Mielcu". Czyli, zaorane boisko, posadzone kartofle, bramki zrobione z tyczek i powiązane sznurkiem no i oczywiście rywal "pod wpływem"... he he he. Tak niby było kiedyś. Teraz wystarczyło by boisko było równe, rywal trzeźwy, bramki zgodne z przepisam...
piła nożna