Zresztą śmieszy mnie nazwa "derby" nadawana ligowej kopaninie w ekstraklasowym wydaniu.
Nazwa "derby" sugeruje, że będziemy mieli coś wykwintnego, nadzwyczajnego, pełnego angielskiego stylu.
A dostajemy parciany ligowy mecz. Po prostu "ligowy mecz", toczony w tempie spacerowym, bez wyobraźni i polotu. Ot takie odpierdalanie kolejnego dnia w robocie. Na całe szczęście pogoda akurat w niedzielę była super więc chociaż widzowie dostali niezłe warunki by wybrać się z bliskimi/kumplami na stadion. Taka niedzielna rozrywka ,wątpliwej zresztą jakości.
Jakoś nie chce mi się wierzyć ,że te (podobno) 28 500 ludzi przeżywało ten mecz z ogryzionymi pazurami, ze stanem bliskim zawałowi serca. Raczej to było takie niedzielne popołudnie i fajny wieczór po meczu.
Wygrana tak naprawdę nie miała żadnego "ciężaru" kiedy rywal Kolejorza czyli Warta bez Zrelaka nie istnieje w ataku. Co najwyżej może grać w 11tu na swoim polu karnym i w jego pobliżu. I tak grali. Paraliżowali widowisko licząc na tzw "punkt" i remisik 0-0.
Lech nijak nie wykorzystał przerwy reprezentacyjnej by coś poprawić w swojej grze. Grał wypisz wymaluj jak w ostatnim meczu przed przerwą , z Zabrzem. Było klepanie przewidywalne , "po obwodzie" i bez "bożej iskry". Zresztą i statystyki pokazują, że za wiele Brom na ten mecz nie wymyślił i tak naprawdę było to "piłkarskie niedzielne spotkanie" bardziej niż "mecz".
Ja patrzyłem jak będzie sobie radził Kajetan Szmyt. Nie radził sobie nadzwyczajnie. Nie był "jednoosobowym jeźdźcem Apokalipsy" wprowadzającym swoimi rajdami/ zagraniami popłoch w defensywie Lecha. I tak naprawdę chyba ani razu nie strzelił celnie na bramkę Mrozka.
Wygrana była w całej rozciągłości po prostu - "ligowa". Co najwyżej można było się dziwić dlaczego pod nieobecność Ishaka nie zagrał tzw "nominalny napastnik" ( a nawet nie wszedł na boisko na końcowe minuty) czyli Artur Sobiech. Czyżby "był oszczędzany na Puchar Polski"?
Tak naprawdę nie ma sensu oceniać poszczególnych graczy Lecha w tym meczu ,bo NIKT nie wystawał ponad bardzo średni poziom całej 11 meczowej.
No..... może wyróżniał się Velde, który chyba jako jedyny w tym meczu "pokazywał zadatki na europejskiego gracza". Może , całkiem nieżle w tej mizerii pogrywał Marchwiński. Może nie zrobił jakiegoś tragicznego wielbłąda Gurgul grający na lewej obronie. Błędu nie zrobił , ale tak naprawdę to było jedyne co można o nim napisać. Reszta... męczyła bułę i przez długi czas cieszyła się z bramki Marchwińskiego i tylko przez jakiś przypadek padła i ta 2 bramka (Dagerstala).
Wstydliwie prezentuje się statystyka "celne podania%" w wykonaniu Warty. Do wydarzenia meczu urasta też statystyka fauli Lecha W CAŁYM MECZU . Były to "niby derby" ,a Lech faulował.... CZTERY razy !
Reasumując... "daleko było kurwa od derbów". Od ludożerki, od emocji, od fascynującego widowiska, które kibice poznańscy wspominać będą miesiącami.
Mecz się odbył, przeciętny Lech wygrał ze słabą Wartą.
Komentarze
Prześlij komentarz