Co tu pisać?
Rywal Lecha na kompletnym dole tabeli. Kolejorz na kompletnej górze. Oczywiście "piłka jest nieprzewidywalna" ale.... bez jaj. Oni z pełnymi portkami (patrz statystyki") . Lech na luziku tym bardziej, że szybko strzelił bramkę i nawet mógłby wtedy cofnąć się i wygrać zaledwie 1-0, ale i nawet wtedy byłoby to pewne zwycięstwo.
Rywal słaby więc jeśli ktoś zagrał dobrze to w sumie normalka. Słabo grającty facio mógł udowodnić jedynie że... jest słaby.
No dobra kto łapał się do 1 grupy (wyłączając bramkarza bo tak naprawdę Lech mógłby grać z tzw "bramkarzem wylotnym"- patrz granie na podwórku).
Pierwsza grupa to (minus bramkarz) cała obrona + Skóra, Karlstroem, Amaral.
Druga grupa to Ishak ( nie zmienia tego bramka) Kwekweskviri i... (niestety) Kamyk :-(
No i uczestnik najsłabszy tego meczu czyli... tra taaa... BaLuj. Ciężko szukać pozytywów, a dostał cały mecz "w posiadanie". Seryjne złe wybory, podania do nikogo, straty, nieudane dryblingi, strzały beznadziejne. Jakieś plusy? To chyba "dobrymi chęciami piekło wybrukowane" bo poza tzw "zaangażowaniem i ambicją" nic piłkarskiego nie pokazał. Doganiał go nawet obrońca więc tę jego legendarną szybkość trzeba wsadzić między bajki. Czyli sumując.... zdecydowanie był cieniutki i sypał piach w tryby Lokomotywy. Smutne gdy czytało się że sprowadzony by w następnym sezonie zastąpić Kamyka.
Wygrali 3-0 ,a swobodnie mogło być 5/6 - 0 !
I tyle na temat meczu z Górnikiem Łęczna.
I taki fajny obrazek - kiedy pod kibolską trybuną razem z piłkarzami świętują wygraną dwa małe szczuny ( jeden to chyba syn Barrego).
Komentarze
Prześlij komentarz